Κύθηρα…miejsce z ciszą nocną

Zwykły wpis

Na Kythirę najprościej dostać się samolotem, lata tam Olympic AirSONY DSC i Sky Express prosto z Międzynarodowego Lotniska w Atenach. Cała podróż trwa ok 30 minut. Nie inaczej było 20go czerwca. Co prawda na kilka minut przed lądowaniem wlatujemy w chmury i w mojej głowie pojawia się myśl: co mnie podkusiło, po jakie diabły Aegean przysłał newslettera, żeby kupić bilety na wyspę o istnieniu, której miesiąc temu w zasadzie nie wiedziałem.

Jednak już kilka minut później wysiadamy. Jest 9 rano, słońce już dość mocno grzeje i złe myśli odchodzą. Przychodzą znów na chwilę kiedy na lotnisku, czekając na bagaż widzę, że wszyscy są ogarnięci i maja już wynajęte samochody by poruszać się po wyspie, bo musicie wiedzieć, że w zasadzie na wyspie komunikacja miejska nie istnieje i bez własnego auta a jeszcze lepiej auta z kierowcą nie łatwo się przemieszczać. Nie mówię jednak o taksówkach bo za te na wyspie płaci się jak za zboże….krótka przejażdżka ok 8-10 minut kosztuje 20€. Jednak kiedy jadąc drogą w dół widzę przepiękną panoramę Diakofti zapominam o kosztach i od razu włączam tryb wakacyjny.36748625_10212370600199582_5296626701051101184_n.jpg

Diakofti to główny port na wypie. To tu przypływa prom z Pireusu, Krety lub pobliskiego Neapoli. Jednak nie spodziewajcie się wielkiej miejscowości. Wg przewodnika są tu 3 kawiarnie i jedna tawerna. W tym roku były to 2 kawiarnie i jedna tawerna 🙂 jest też jeden sklep.  Po trzech dniach pobytu zjedliśmy już każde danie, jakie było w ofercie owej tawerny. Nie było to „best food ever” jednak wszystko było smaczne, ludzie sympatyczni a lefko krasi bardzo dobre. Myślę jednak, że 3 dni w tej miejscowości to maks, wystarczy w zupełności. 36843226_10212370594319435_4951884626982338560_n.jpg

Jest jednak coś czym Diakofti się wyróżnia. To plaża. Moim zdaniem najpiękniejsza na wyspie. Wspaniały drobny, niczym bałtycki, piasek a do tego szmaragd wody robią naprawdę piorunujące wrażenie. Można cały dzień spędzać na leżakach w kawiarni, nie podlegają opłacie jeśli zamawiasz coś z baru, uważam, że to najlepszy układ.

Acha przypomniało mi się, tawerna zamyka się tak miedzy 23 a 24 przynajmniej w czerwcu, co po Cykladach wydaje się dość dziwne 🙂

Kilkanaście minut samochodem od Diakofti, wybierając trochę gorszą drogę, bo jadąc na około to będzie ciut dłużej, jest jedna z najpiękniejszych miejscowości na wyspie czyli Avlemona. Wspaniała zatoczka z piękną wodą i skałami dookoła. Skały służą śmiałkom do skakania do wody by znaleźć chwilę ochłody od upałów. Widok ten można podziwiać ze znajdującej się tu kawiarni, w której podają pyszny świeży, pomarańczowy sok, ale on w Grecji zawsze smakuje wyśmienicie. Jeśli jesteście głodni to ja polecam Sotiris Taverna. Ryby i owoce morza wspaniałe.

W niedużej odległości od Avlemona znajdziecie plażę Kaladi. Podobno, bo ja nie liczyłem, 120 stopni w dół trzeba zejść aby się na nią dostać. Nie ma tu piasku tylko małe kamyczki, ale woda obłędna i względny spokój, jeśli zabierzecie ze sobą wodę, piwo albo jakieś jedzenie to można tu sobie trochę posiedzieć.36738188_10212370597479514_2414981199106670592_n

Kapsali to kolejne miejsce warte odwiedzenia. Położona w poniżej Xory z zamkiem, to piaszczysta plaża i duża zatoka, w której podobno można popływać razem z żółwiem, jednak pamiętając o dystansie. Nie dotykać, nie straszyć po prostu ponurkować i oglądać to majestatyczne zwierze.

Xora to w zasadzie zamek, sklepy, kawiarnie. Jednak należy pamiętać o sjeście, tu każdy jej przestrzega i może się okazać, że poczujecie się jak w wyludnionym mieście.

Na uwagę zasługuje na wyspie położone w centrum Potamia. To takie trochę serce wyspy. Znajdziemy tu pocztę, bankomat, stacje benzynową oraz co niedzielę do 13ej targ. 100% warte odwiedzenia. Jest tu również sklepik z domowymi dżemami i nalewkami. Dżem pistacjowy czeka na spróbowanie.

Nie wolno także pominąć Mylopotamos

gdzie znajdziemy wodospady, głośne cykady i cudowny nieśpieszny klimat. Chętnie bym tam kiedyś został na noc jednak nie tym razem. Może kiedyś. Jakieś 7 km stąd znajdziemy kolejną wspaniałą plażę o nazwie Limnionas,

 

kolejna zatoczka z małym miejscem gdzie kupicie wodę, piwo, ouzo i coś na ząb. Przesympatyczne (chyba) małżeństwo tu pracuje i robi wspaniały klimat wraz tym co już zrobiła Matka Natura. Pamiętajcie jednak, że 7 km nie oznacza szybkiego dojazdu, droga jest kręta, wąska i jedzie się powoli. Ta sama droga do pewnego momentu prowadzi do jaskini Agia Pelagia, niestety Nam się tam nie udało dotrzeć. Coś trzeba zostawić na kolejną wizytę.

Pierwsze obiekcje co do wyspy bardzo szybko ustąpiły zachwytowi nad przyrodą. Wciąż mało tu turystów, choć stosunkowo dużo Australijczyków, jednak wynika to z historii wyspy. Woda jest cudowna, ludzie bardzo mili i naprawdę można tu wypocząć. Życie zamiera koło północy i wszyscy grzecznie idą spać by w pełni sił następnego dnia udać się na kolejne zwiedzanie……

 

Ικαρία…wyspa gdzie mieć 90 lat to żaden wyczyn

Zwykły wpis

Dawno nie było nowego postu więc dziś postaram się to nadrobić. Na pewno wszyscy się stęsknili xaxaxaxa zawsze miałem fantazję, ale do rzeczy. No może nie do końca bo zacznę od środka.

Kto czytał poprzednie wpisy ten wie, że nasze wyjazdy z Naxos nigdy nie są normalne i tak było także tym razem. Cała godzina snu i o 5 rano dzwoni budzik. Prom ma być dopiero 5:55 więc pozwalam sobie(jak mam to w zwyczaju wstając codziennie do pracy) wyłączyć budzik i nastawić go na 15 minut później. Około 5:35 postanawiamy, jeszcze na luzie (w końcu jesteśmy w Grecji) ostatni raz spojrzeć na mieszkanie, które było naszym domem przez ostatnie 9 dni i wychodzimy no i naszym oczom ukazuje się dokujący już!!!! prom Nissos Rodos

2016_071410662

tu złapany aparatem kilka dni wcześniej

firmy Hellenic Seaways. Walizki w dłoń i biegiem. Wpadamy na prom chyba jako ostatni pasażerowie i zanim drugie ruchome schody dowiozą nas na górny pokład czujemy, że nasza nowa podróż właśnie się rozpoczęła.

Płyniemy na Ikarię myślę, że nazwy wyspy tłumaczyć nie trzeba. Podróż, którą przesypiamy głównie na podłodze, niestety najwygodniejsze miejsca są już zajęte, trwa mniej więcej 4 i pół godziny.

W porcie (Ag. Kirikos) czeka na nas człowiek, który zabiera nas samochodem do miejscowości Θέρμα (Therma) i już po kilku minutach jesteśmy w nowym domu. Apostolakis Rooms będzie naszym domem kolejne 3 dni. To jeden z najlepszych wyborów jakich dokonaliśmy podczas naszych ostatnich wyjazdów. Rodzinny hotelik praktycznie przy samej plaży a do tego pod nami prowadzona jest piekarnia. Na przywitanie dostajemy tiropitę, nie jest to moje ulubione greckie ciastko, stanowczo dużo dużo bardziej lubię spanakopitę. 🙂  Jednakże to bardzo miły gest a i ciastko okazuje się bardzo smakowite. Kilka minut później zaopatrzeni we frappe rozkoszujemy się urokiem tej malutkiej miejscowości. Z uśmiechem na twarzy odkrywamy, że jesteśmy jednymi z młodszych osób w okolicy mimo, ze swoje lata już mamy. 🙂

Do Ag. Kirikos czyli miejscowości do której dopływa prom można dojść w ok 20 minut. Przyjemny spacer z pięknymi widokami jednak nie najfajniejszym początkiem czyli dość stromo się zaczyna, ale warto.

Ag. Kirikos to niewielka miejscowość, która jak cała wyspa biegnie swoim życiem. Wszystko tu dzieje się wolniej, spokojniej. Nie wiem czy wiecie, ze Ikaria jest jedyną wyspą w całej Grecji gdzie urzędy otwierane są o 10, pozostałe od 7. Wiem wiem pewnie ktoś będzie narzekał, że nieroby i lenie, ale Ci ludzie ciężko pracują bądź pracowali zajmując się głównie rolnictwem i na prawdę należy im się chwila wytchnienia. Tego samego byśmy też pewnie chcieli dla swoich dziadków czy rodziców. Ja bym chciał nawet dla siebie. 🙂 W kawiarniach widzimy głównie starszych panów grających w Tavli czyli narodową grecką grę planszową. Niestety nie znam się na niej w ogóle i się nie wypowiem. 🙂 Często dziarscy dziadkowie rozmawiają przy tym głośno, nadmiernie gestykulują i popijają wodę, sok czy nawet tsipouro.

Ikaria znana jest z uprawy winorośli i dobrego wina oraz produkcji tsipouro czy ouzo. podróżując po wyspie widziałem także wiele uli a w sklepach miód. Rybacy, głównie mający małe drewniane łodzie łowią wspaniałe ryby w okalającym wyspę morzu. Bardzo długo poruszanie się po wyspie było utrudnione i sieć dróg pozostawiająca wiele do życzenia. Miejscowość Magganitsis leżąca na zachodnich krańcach wyspy przez długie lata dostępna była tylko od strony morza. Odkąd w górach wybudowano tunel mieszkańcy mają znacznie ułatwione życie.

Zaraz za wyjazdem z tunelu natkniemy się na parking i znak, że już prawie jesteśmy na najsłynniejszej plaży na wyspie czyli na tzw. Seychelles. Miejsce, którego nie wolno przegapić i nawet ja w niecały rok po operacji kręgosłupa nawet przez chwilę nie zawahałem się by dotrzeć do celu. Niestety wszystko co piękne nie jest łatwe do zdobycia. Drogi na plażę tak właściwie nie ma. Schodzi się w dół pomiędzy kamieniami aby na koniec ześlizgnąć się do raju po niewielkiej skale. Widok wody powala, przynajmniej mnie powalił. Jeśli wybieracie się tu na dłużej to pamiętajcie o suchym i mokrym prowiancie. Po opisie drogi nie muszę chyba dodawać, że oprócz pięknych otoczaków, wspaniałej wody i jakiejś tam ilości innych turystów nie znajdziecie tu kawiarni , baru czy tawerny.

Drugą znaną plażą jest Nas. Jeśli ktoś był na Krecie to można ją porównać do Preveli Beach tylko szybciej się na nią dociera.

Tu jednak postanowiliśmy nie pływać tylko coś zjeść. Smażony kalmar jedzony podczas podziwiania wspaniałego widoku choćby nawet nie był najlepszy to zawsze będzie smakować lepiej. Ten jednak był całkiem dobry.IMG_3793.JPG

Niestety zaczęło się robić późno, auto było tylko  na jeden dzień (koszt w lipcu to wydatek 25-35€ za dzień), więc po posiłku ruszyliśmy dalej w drogę do drugiego portu wyspy czyli Evdilos. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w wiosce Armenistis

i na frappe w barze na plaży Messakti. Wspaniała piaszczysta plaża z falami idealnymi gdy ktoś uprawia surfing.

Evdilos to również nie jest duża miejscowość, takich tutaj po prostu nie ma. Dla mnie to wspaniałe. Wyglądem trochę przypomina wyspę Symi. Domki przyklejone d zbocza wiszące nad portem. Oczywiście to nie to samo, ale jeśli ktoś był to mniej więcej może sobie wyobrazić.

Ponieważ kierowca był tylko jeden i od rana nie mógł napić się nawet łyka wina postanowiliśmy wracać do Thermy. Odległość do pokonania to tylko 40 km jednak czas w jakim się ją pokonuje to mniej więcej godzina i 15 minut. Drogi na Ikarii to tak naprawdę ciągłe zakręty, często 90° i ciągle albo w górę albo w dół. Ciężko rozpędzić się choćby do obowiązującej w Warszawie 50tki.

Therma to na prawdę mała miejscowość. Znajdziecie tu 4 czy 5 tawern i może 2 bary. Jeśli chodzi o jedzenie to polecam O Kritikos Taverna. Może nie jest to 100% tradycyjna kuchnia bo widać, że prowadzący ją młodzi ludzie chcą coś dodać od siebie, ale smaku nie można tym daniom odebrać. Nie ważne co się zamówi wszystko jest pyszne. Widać, że mają pasję do tego co robią. Do tego usiąść wieczorem z kieliszkiem wina na stoliku ustawionym na plaży ma swój klimat. Mnie kupili od razu.

Drugie polecane przez Nas miejsce to bar Krios. Nie znajdziecie go nigdzie w internecie. Wystrój jak z lat 70ych trochę i szalenie urocze małżeństwo. Zawsze uśmiechnięci i przyjaźni podadzą ci kawę, ouzo, czekoladowe ciasto czy też przepyszne loukoumades czyli pączki w miodzie.

Jeśli szukacie szalonych dyskotek i tłumu to tutaj tego nie znajdziecie. Nie znaczy to, że nic się tu nie dzieje bo plaża Messakti oferuje dużo, ale jednak jak szaleństwa to jedzcie na Rhodo, Ios czy Mykonos. Tutaj wśród turystów przeważają raczej hipisi i ludzie, którzy cenią sobie nieśpieszne życie co nie znaczy, że nudne. Ikaria znana jest z licznych lokalnych zabaw i wspólnych tańców jednak jest to bardziej tradycyjna zabawa niż szalone disco. Przyjeżdżając tutaj na pewno uda Wam się zrelaksować, odpocząć i naładować się pozytywną energią. Mieszkający tu ludzie to szalenie otwarci i pozytywni ludzie. Nie ważne ile masz lat zawsze pozdrawiają Cię mijając po drodze, zawsze się do Ciebie uśmiechną i będą przyjacielscy. A co jeszcze istotne to na Ikarii  znajdziecie dużo gorących źródeł, te w Thermie odznaczają się wysoką zawartością radonu i są idealne na choroby reumatyczne, nerwobóle, rwę kulszową i odmładzają. Może właśnie tu tkwi tajemnica długowieczności mieszkańców wyspy….

 

 

καλο καλοκαιρι czyli dobrego lata…

Zwykły wpis

Sezon wakacyjny zbliża się wielkimi krokami. Nie będę ukrywał, że wszelkie decyzje już zapadły i raczej nie powinno już nic ich zmienić. Wielkie odliczanie trwa. Pozostały czas to wciąż liczba dwucyfrowa, ale dziś właśnie 2 musiała ustąpić miejsca 1 co mnie cholernie cieszy.

Bilety do Aten kupowaliśmy w promocji i do ATH zabiera nas moja ukochana linia Aegean Airlines za 400zł za osobę. Firma córka czyli Olympic sprzedała nam bilety na Naxos za 150zł co przy cenach promów jest rewelacyjną ceną. W końcu zamiast 6 godzina na promie tylko 45 minut w powietrzu i będziemy na miejscu. Co prawda 8 godzin musimy posiedzieć na lotnisku, ale czy jest lepszy sposób by zacząć kolejne, wielkie, greckie wakacje niż podziwiać latające metalowe ptaki popijając frappe i zajadając się, nawet kiepską spanakopitą???? Kto mnie zna to wie, że dla mnie to raj.

Z Naxos będziemy płynąć promem na Ikarię, czyli wg mitologi wyspę w pobliżu której spadł Ikar. Ostatnim przystankiem będzie ojczyzna Pitagorasa czyli wyspa Samos. Szczerze powiem, że nie mogę się już doczekać i gdyby się tak dało to przespałbym pozostały czas i obudził się dopiero w dniu wylotu 🙂 .

Mam nadzieję, że po powrocie uda mi się opisać kilka fajnych historii a dla ciekawskich to pewnie mniejsze lub większe relacje na żywo będą na fejsie.

…żeby nie było samego tekstu to dołączę kilka zdjęć z Naxos z 2015 🙂

….dalekie czy bliskie, mam nadzieje, że każdy będzie się radował ze swoich podróży. pozdrawiam. καλο καλοκαιρι czyli dobrego lata 😀

ΝΑΞΟΣ czyli prawie jak w domu….

Zwykły wpis

Sea Jet mimo niewielkich fal dość szybko pokonuje odległość jaka dzieli Koufonissie i Naxos. Po mniej więcej godzinie opuszczamy biało różowy statek a naszym oczom ukazuje się najlepiej nam już znany widok. Wenecki zamek wciąż góruje nad miastem.

SONY DSC

Walizki w dłoń i biegiem do hotelu. Tym razem wybór padł na Athina Apartments. Położony tuż przy plaży St. George i w dość blisiej odległości od dwóch najważniejszych dla nas miejsc. Do tawerny Maro’s mamy 5 minut spaceru a Chocolat Cafe Creperie tylko 4. Ten przyjazd na Naxos ma być spędzaniem czasu ze znajomymi a nie samą eksploracją, choć nie powiem coś tam zobaczyć pojedziemy. Niestety okazuje się, że nie mamy żadnego zdjęcia hotelu hahahaha, dobrze, że ja się nie zajmuję zawodowo promowaniem hoteli w różnych częściach świata. Bo chyba jestem w tym kiepski.

Zostawiamy walizki, zakładamy stroje właściwe na „banio” czyli na pływanie, szybkie CZEŚĆ w dwóch wspomnianych już miejscach. I znów jesteśmy na najbrzydszej plaży na Naxos.

Jak zwykle dni upływają Nam na spacerach, plaży, pływaniu i spędzaniu czasu ze znajomymi. Wypożyczony samochód zabiera Nas tam gdzie chcemy.

Jako człowiek, który lubi latać i obserwować samoloty nie mogłem przegapić wycieczki pod pas startowy. To w końcu jest taki powrót do wielkiego świata za sprawą jedynej sygnalizacji świetlnej na wyspie.

Oczywiście National Naxos Airport jest dość malutkie i oprócz prywatnych małych samolotów ląduje tu tylko Dash-8 Olympic Airlines choć tak naprawdę to jest to Aegean Airlines tylko nie zmienili nazwy.

W połowie wyjazdu dołącza do Nas kolejna osoba z Polski i jako, że jest to jej pierwszy pobyt na wyspie bierzemy samochód i w drogę. Zaliczamy wszystkie miejscowości typu „must see” a także kilka fajnych plaż jak Orkos czy Mikri Vigla.

Moutsouna to miejscowość do której ciężko dojechać bo droga dość wąska i stroma, ale uwierzcie mi, że warto. Czeka Was tam przepyszne jedzenie w bardzo miłej scenerii. Odkąd odkryliśmy to miejsce to musimy tu przyjechać choćby raz podczas wyjazdu.

Na koniec kilka zdjęć zachodu słońca i Portary oraz z wycieczki do małego kościółka, który góruje nad Chorą.

Czas pozwolić by Airbus A320 Aegean Airlines zabrał Nas do domu. Grecjo będziemy tęsknić. Zobaczymy się znowu za rok. Uprzedzając pytania. Tak znów pojedziemy na Naxos. Co roku to samo, wracając mówimy nigdy więcej a potem w ciągu roku rozmowy ze znajomymi sprawiają, że musimy się znów spotkać. 🙂

 

ΚΟΥΦΟΝΗΣΙΑ…czyli 24h na wyspie

Zwykły wpis

Prom jest prawie pusty. Słońce powoli wzbija się po niebie. Na morzu jest dziś dość niespokojnie.

SONY DSC

Kilkoro pasażerów siedzi twardo na ławkach i pewnie tak jak ja, cieszy się, że nie było czasu na zjedzenie śniadanie. Nieśpiesznie płyniemy w kierunku małych cykladów. Celem naszej wyprawy jest Koufonissia. Tak wiem, już tam byliśmy, ale rodzina, która prowadzi hotel okazała się tak cudowna, że nie było innej możliwości. Płyniemy się z nimi spotkać na jedną noc. Potem oczywiście mamy w planach owiedzenie znajomych na Naxos. Nasze Greckie wyprawy stają się przewidywalne, ale ja zawsze uważałem, że można być w jednym miejscu 50 razy albo i więcej i za każdym razem można znaleźć coś nowego.

W połowie drogi pogoda się zmienia, morze się uspokaja, dobijamy do wyspy Donoussa, następna będzie Nasza Koufonissia.

Wiemy gdzie iść więc tym razem w porcie nikt na Nas nie czeka. Docieramy na miejsce, uściski, powitania, pozdrowienia.

Można się poczuć jakbyśmy znali się od dawna. Z walizki wyciągam prezenty. Nie będzie tradycyjnie chlebem i solą hahahahaha tym razem to przetwory z Krakowskiego Kredensu i cała butelka pigwówki, w której specjalizuje się moja Mama.W rewanżu dostajemy butelkę tsipouro (opisywany już kiedyś wysokoprocentowy alkohol robiony z tego co pozostaje z winogron po produkcji wina). Trunek to specjalność Pana domu. Podobno to Polacy piją dużo i mocno, ale już samo otwarcie butelki powodowało, że żołądek zaczynał się buntować. Delikatny łyk i podjęcie świadomej decyzji – dziękuję, nie piję!

No dobra, ale nie ma co zamulać w hotelu. Jest piękny dzień a My już za 24 godziny będziemy gdzie indziej a ja przecież muszę udać się na moją ulubioną plażę Pori i chwilę choćby popływać. Tak jak rok wcześniej wybieramy drogę lądową zaliczając po drodze wszystkie dostępne plażę oraz devil eye.

SONY DSC

Nawet z krótkimi przestojami na próby ochłodzenia się w wodzie, bo to jednak Grecja i słońce z nieba przygrzewa tak, że jasne jest jedno – jutro będziemy cierpieć i wyglądać jak spieczone kurczaki, na Pori docieramy w niewiele ponad godzinę.

Szybkie wejście do wody a następnie biegiem do tawerny na Fix’a i Mythos’a bo już jest w końcu po 12 w południe a na wakacjach wiadomo, można zacząć pic wcześniej. Niedaleko znajduje się plaża Gala czyli z greckiego mleko, dostanie się tam nie jest bardzo proste, ale warto.

Cały dzień spędzamy nad wodą. Czyż nie tak się robi na wakacjach jeśli chce się odpocząć? Pewnie niektórzy odpowiedzą, że nie, ale czasem potrzebny jest taki dzień relaksu. Plaża, woda, słońce.

SONY DSC

Popołudniu wracamy do hotelu. Prysznic, nowa fryzura, najlepsze ciuchy wyciągnięte z walizki i pora udać się na kolacje hahahahahahaha

Dobra trochę przesadziłem. Na luzie.

To wystarczy by udać się najpierw na spacer do zimowego portu wyspy, popatrzeć na zachodzące słońce

SONY DSC

a kiedy już zacznie się ściemniać udać się do znanej już tawerny Neo Remezzo na upragnioną grecką ucztę.

Odwiedzanie tego samego miejsca ma tą przewagę nad nowymi destynacjami, że człowiek wie już gdzie dają dobrze zjeść. Czeka się na to cały rok i kiedy w końcu osiąga się cel to jedzenie smakuje jeszcze lepiej. Zadowolony człowiek je z jeszcze większym apetytem. No i zawsze miło jest zostać rozpoznanym. Poczucie, nawet złudne, że nie jest się obcym jest zawsze miłe.

24 godziny mijają zbyt szybko. Żegnamy się z naszymi cudownymi gospodarzami z Glaros Rooms i idziemy do portu gdzie każe na siebie długo czekać  SeaJet.

Niecałą godzinę później wysiadamy z najbardziej znanym Nam miejscu w Grecji. Wyspa Naxos znów czeka.

Αμοργός…Amorgos, czyli w świecie wielkiego błękitu

Zwykły wpis

Kolejne miesiące mijają szybko. Do Polski ze swoją ofertą wchodzi Aegean Arilines, ma super promocje, ale oczywiście człowiek się zastanawia i zastanawia. Kupić bilet już teraz czy może jeszcze poczekać?!? Podpowiem Wam, kupić już teraz i nie zastanawiać się za długo. Po raz kolejny dałem plamę i zamiast kupić bilety mojej ukochanej linii za 300 zł w obie strony płacimy liniom LOT prawie 1000 zł za osobę. Jestem zdruzgotany.

No dobra, ale bilety do Aten to nie wszystko. Trzeba jeszcze zdecydować jakie wyspy odwiedzić. Oczywiście jesteśmy przewidywalni i wiadomo, że jedziemy na Naxos, no ale trzeba coś jeszcze zobaczyć. Tak gdzieś w połowie kwietnia TVP Kultura puściła film Luca Bessona „Le grand blue”. Świetny film. Kto nie widział to polecam. Film między innymi kręcony był na Greckiej wyspie Amorgos. Należy ona do archipelagu Cyklady wiec łatwo nam będzie połączyć wycieczkę właśnie tam z odwiedzeniem znajomych na wyspie N. Postanowione.

Nadszedł ten dzień. Dojrzały wiekowo personel polskich linii lotniczych wita nas na pokładzie Embraera 175, który w ciągu 2 godzin przetransportuje Nas do Grecji. Lot mija bardzo spokojnie.

Elefterios Venizelos Airport jak zwykle wita Nas pięknym słońcem, miłą muzyką wewnątrz, nie długim czasem oczekiwania na bagaż oraz wielkimi zdjęciami piwa Fix. 1 052

Znajomy rozkład zadań mamy także i tym razem. Autobus X96 to portu w Pireusie a potem Blue Star Ferries na Amorgos. Niestety kryzys w Grecji się pogłębia i okazuje się, że pierwsze 2 wyspy, które mamy minąć po drodze miniemy wg stałego rozkładu, ale po wypłynięciu z portu na Naxos kapitanowie statków mają nakaz zwolnić żeby oszczędzać paliwo. Na miejscu będziemy koło 3 a.m. no ale jak zabawa to zabawa:). Kupujemy trochę droższy bilet na fotele lotnicze i w drogę.

Docieramy na miejsce trochę zmęczeni, ale szczęśliwi, że to kolejny początek Wielkiej Greckiej Przygody. Nasz hotel Mike Hotel znajduje się na końcu portu, nasz pokój ma piękny widok, ale zobaczymy go rano bo teraz jest ciemno.

Nowy dzień. Czas wyjść na śniadanie, czyli znaleźć gdzieś spanakopitę (ciasto filo ze szpinakiem i fetą) no i oczywiście frappe. Nie wolno inaczej zacząć dnia. Potem tylko zostaje odszukanie jakiejś wypożyczalni samochodów za rozsądną cenę i w drogę.

Pierwsza na naszym rozkładzie dnia jest położona w niedalekiej odległości od miejscowości Aegiali, w której to właśnie zamieszkaliśmy, plaża Agios Pavlos.

Plaża jest dość kamienista więc ruszamy w dalszą drogę. Udajemy się na plaże Plakes. Malowniczo położona w zatoce plaża z krystaliczną wodą, idealna by schłodzić się w gorący, słoneczny dzień

Nadszedł czas na plażę Agia Anna,

właśnie tę z filmu a stąd już tylko „kilka” schodów dzieli nas od Monastyru Hozoviotissa, jednej z najbardziej znanych budowli na wyspie. Przepiękny, wielki, biały klasztor przyklejony do góry. Zbudowany w 11 wieku przez Alexius Comnenus I. Wewnątrz można między innymi podziwiać ikonę Matki Boskiej z 15 wieku wykonaną na Krecie. Nam to jednak nie było dane. Klasztor akurat był zamknięty. Następnym razem. 🙂

Wyczerpani trochę przez wspinaczkę po schodach w pełnym słońcu wracamy do samochodu i udajemy się do drugiej, portowej miejscowości na wyspie czyli Katapoli w poszukiwaniu sklepu z wodą i czegoś do jedzenia.

Jeśli zatrzymacie się w tej miejscowości na dłużej to jedna z tawern codziennie, pod gołym niebem puszcza właśnie „Wielki Błękit”, nam nie było to dane gdyż po całym dniu prowadzenia samochodu zapragnąłem całym sercem skosztować jakiegoś napoju, który zawiera procenty. Ponieważ nie jestem tak odważny jak Grecy to postanowiłem oddać samochód i jak każdy prawy obywatel napić się ze  świadomością, ze już nie jestem kierowcą.

Nadszedł czas na wybór tawerny, w której zjemy swoją wieczerzę. W Aegiali nie ma ich wiele, ale każda zachęca. Jakaś siła pchnęła nas do tawerny Katina, która chwilę później poleciła nam za pomocą sms’a nasza grecka koleżanka. Wybieramy stolik na dachu z przemiłym widokiem na zatokę i oddajemy się we władanie greckiej kuchni z dodatkiem czerwonego, domowego wina. Jestem prostym człowiekiem i nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

Kolejny dzień wita Nas chmurami. Przerażony schodzę do recepcji i pytam ile miesięcy spałem i dlaczego lato się już skończyło. W odpowiedzi słyszę, że mam się nie przejmować i że po 15ej będzie słońce. Udaję, że wierzę i odchodzę.

Snujemy się po miejscowości aż w końcu docieramy na miejscową plażę. Jest ciepło a i słońce raz na jakiś czas pojawia się zza chmur. Jakież jest moje zdziwienie kiedy w okolicach wspomnianej wcześniej godziny chmury znikają. Ach ty niewierny Tomaszu…..

Dzień zbliża się do końca. Czas na zachód słońca.

Kolację w tym samym miejscu co wczoraj. Skoro tak dobrze się tam czuliśmy to po co zmieniać?!? Ostanie piwo w barze na nabrzeżu i rano czeka nas mały prom. Small Cyclades Lines.

 

Giouvetsi czyli niedzielny obiad po grecku

Zwykły wpis

Niedziela, przeszukiwanie lodówki i szafek w poszukiwaniu jedzenia. W jednej z  szafek znajduję makaron orzo znany też jako kritharki, manestra.12736213_10205886886470791_1755559895_n Czyli dziś będzie obiad po grecku.

Potrzebne będzie:

  1. mięso wołowe ja mam 0.5kg
  2. dwie czerwone cebule
  3. dwie marchewki
  4. puszka krojonych pomidorów
  5. pojemnik przecieru pomidorowego
  6. 250g makaronu orzo
  7. oliwa z oliwek
  8. laska cynamonu
  9. szczypta cukru, trochę soli i pieprz
  10. czerwone wino

Wiadomo, że najlepszym przyjacielem osoby gotującej jest wino, nie ważne na jaki rodzaj kuchni mamy ochotę. Ja zawsze wyznaję zasadę 1 szklanka do potrawy a dwie należy wypić 🙂

Wino w kieliszku więc zaczynamy….

Na rozgrzaną patelnie wlewamy oliwę dodajemy cebulę i marchewkę, podsmażamy chwilę a potem dodajemy mięso, kiedy mięso się podsmaży dodajemy pomidory i wino, oczywiście z naszego kieliszka możemy pod pijać cały czas. Dodajemy szklankę wody i przyprawy. Zmniejszamy ogień i dusimy mniej więcej 45 minut.

Na innej patelni, na której rozgrzewamy  oliwę, należy podsmażyć makaron, aż się zrumieni. Następnie przekładamy makaron, mięso i sos do naczynia żaroodpornego, 12781947_10205886885790774_1372921435_nwyciągamy oczywiście laskę cynamonu, upijamy łyk wina z kieliszka, przykrywamy naczynie folią aluminiową i wstawiamy na jakieś 40 minut do piekarnika nagrzanego do 180°C.12767297_10205886885430765_1820445839_n Na koniec możemy posypać fetą lub kefalotiri. Teraz pozostaje się zajadać obiadem nie zapominając o pod pijaniu z kieliszka czerwonego winka, dobre na trawienie no i na serce oczywiście. Kali orexi czyli smacznego.

Ps. W kuchni Greckiej jest taka zasada. Do czerwonego sosu dodaje się mięso wołowe a do sosów białych wieprzowe. No i sosy czerwone zawsze są z cynamonem. Do tego należy się przyzwyczaić.

 

 

Οκτωβρίου στη Νάξο….październik na Naxos

Zwykły wpis

Mam chwilę czasu więc postanowiłem coś napisać. Kto czytał poprzedni wpis ten wie, że ostatni pobyt na Cykladach zakończył się małą stratą wśród posiadanego majątku. Mimo przyjaźni jaką zapałaliśmy do siebie z panami policjantami, co objawiało się głośnym pozdrowieniem mojej skromnej osoby za każdym razem gdy mijał mnie policyjny radiowóz, nie udało im się odnaleźć żadnej straconej rzeczy przed moim powrotem. Jednak kilka dni po wylądowaniu na Chopinie moja koleżanka Katerina zadzwoniła z radosną wieścią, że poszukuje mnie policja(wiem wiem to nie zawsze musi być radosne doświadczenie) gdyż udało im się odzyskać moje małe „dziecko” czyli mój ukochany aparat fotograficzny. Byli chętni przesłać go drogą pocztową , ale poprosiłem by dali mi kilka chwil do namysłu i już następnego dnia byłem szczęśliwym posiadaczem biletu WAW-ATH-WAW na październik liniami LOT. Może nie są to moje ukochane linie, ale bilet był dość tani więc nie będę narzekał.1 449

Nikt oczywiście nie przypuszczał, że w przeddzień wylotu w Grecji odbędą się kolejne strajki, czy ja kiedyś pojadę tam spokojnie bez stresu, że coś trzeba będzie zmieniać w ostatniej chwili?!? Odwołano prom o 17:25 na który samolot LOTu dolatywał idealnie. Czyli znów trzeba zostać tam na noc 😦 Ja chcę na Naxos a nie siedzieć w Pireusie albo jeszcze gorzej w Atenach!!! W dniu wylotu jednak przychodzą lepsze wieści. Władze greckie wymusiły wypuszczenie promu po godzinie 23:00, jest szansa dotarcia na wyspę w miarę normalnie.

Ciągnąc za sobą walizkę przez kilka godzin snujemy się jak cienie po Pireusie, zjadamy gdzieś souvlaki, popijamy piwko i koło godziny 21 idziemy kupić bilet na prom.

Turystów dużo nie ma, raczej sami tubylcy no i pełno tirów. W końcu towar inaczej niż promem na wyspę nie dojedzie. Kierowcy tirów są uprzywilejowani i w cenie biletu dostają także bilet do kabiny z wygodnym łóżkiem i prysznicem. Nie jest to tania opcja bo kosztuje dwa razy tyle co bilet zwykły, ale ponieważ nie ma wielu osób to postanawiamy kupić 2 miejsca w 4 osobowej kabinie i liczymy, że nikt więcej nie dojdzie i w komfortowych warunkach dopłyniemy koło 4 rano na miejsce. Ten wybór okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że nikt się nie dosiadł to udało nam się przespać sztorm. Po twarzach ludzi, których mijaliśmy wysiadając widać było, że bujało i to zdrowo. A i jeszcze jedno, nie ma się co obawiać, że zaśpi się i nie wysiądzie tam gdzie się chce bo obsługa promu ma zapisane dokąd się płynie i odpowiednio wcześnie budzi.

Właściciel hotelu w którym zatrzymujemy się tym razem czyli Elia Studios jest tak miły, że mimo wczesnej pory pojawia się w porcie i zawozi nas do hotelu. Daje klucze i mówi, że o 9:30 będzie ze śniadaniem. Co za miła niespodzianka nawet nie wiedzieliśmy, ze będziemy dostawać śniadania, po 2 dniach dogadamy się jednak, że śniadania nie są potrzebne a tym bardziej codzienne pobudki o 9:30!!!

Nasz czas dzielimy pomiędzy poznane dwa miejsca i naszych znajomych. Jest to wyjazd zupełnie nie planowany i ma być miłym relaksem, niczym więcej. Październik okazuje się być rewelacyjnym miesiącem. Temperatura powietrza to 25-26 stopni Celsjusza, woda jest cieplutka jak zupa a plaże puste jak w Polsce w grudniu.

Oczywiście dla Greków jest już zima więc wszystkie noszą już kozaki i cieplejsze kurtki, wygląda to trochę zabawnie przy nielicznych turystach, którzy chodzą w tshirtach i spodenkach:)SONY DSC

 

Udaje nam się nawet zwiedzić pożyczonym samochodem wyspę. To świetne doświadczenie zobaczyć Grecję po sezonie. Tak naprawdę to chyba teraz się w niej zakochuje na nowo. Zupełnie inne doświadczenie, pozbawiona wrzasków wszechobecnych turystów odkrywa swoje naturalne oblicze.

Co dobre szybko się kończy. Czas wracać popołudniowym Blue Starem na nocleg w Atenach.

Samolot dopiero o 13 a tutejsze lotnisko poznaliśmy świetnie już wcześniej więc nie mamy ochoty spędzić na nim 12 godzin. Lepiej się przespać i metrem spokojnie dojechać na miejsce.

Okrutny losie czemu nie może być normalnie. Jest 28 października, nie ma strajku, jednak czekając w kolejce do odprawy słyszymy, że nasz samolot jest opóźniony o 2 a może i 3 godziny. Tym razem to natura jest przeciwko nam. W Warszawie opady śniegu paraliżują pracę lotniska. I tak z drobnym poślizgiem, w śnieżycy, która przyszła za wcześnie, ląduje my na Okęciu.

Zamiast 25 stopni mamy -2. To nic. Było warto. Kolejne wakacje już za kilka miesięcy….

no i znów jesteśmy na Naxos….

Zwykły wpis

No i znów jesteśmy na Naxos. To jest normalnie tradycja. W Misiu Barei narodziła się ona w Gdańsku a nasza w Grecji.

Wysiadamy z promu i biegniemy do hotelu. Tym razem wybraliśmy Pension Irene II, piętrowy budynek z małym basenem i blisko plaży.

Także posterunek policji jest tuż za rogiem. Nasza gospodyni wita nas szerokich uśmiechem i niezbyt dobrym angielskim, ale to nie jest ważne. Już po chwili jesteśmy na piętrze w swoim pokoju. Szybki prysznic i ruszamy najpierw jedni znajomi potem drudzy i szybka plaża.

Pani Irena jest cudowną osobą. Rano budzi nas delikatnym pukaniem do drzwi i z szerokim uśmiechem wręcza nam talerz świeżo zerwanych warzyw z jej ogródka. Szybki bieg do sklepu po małą oliwę i pyszna fetę. Kilka minut i domowa sałatka grecka gotowa.

Śniadanie na balkonie w promieniach wschodzącego słońca. Czy umarłem i poszedłem do nieba? Do pełni szczęścia brakuje mi kieliszka czerwonego winka, ale to w końcu śniadanie 😀

Na Naxos mamy w planach spędzić tydzień a potem płynąć do Pireusu wziąć samochód i zobaczyć w końcu upragnioną Lefkadę. Niestety okrutny los zdecyduje za nas inaczej. Dwa dni po naszym przyjeździe część z Nas straci dokumenty, telefony, aparaty fotograficzne no i troszkę pieniędzy. Co mogę powiedzieć to trochę nasza wina. Wieczorem na plaży jest ciemno i to trochę słabe zostawiać rzeczy bez opieki nie ważne czy jesteśmy w Grecji, Polsce czy jakimkolwiek miejscu na ziemi. Mówi się, że to okazja czyni złodzieja i może coś w tym jest. Nie będę si ę o tym długo rozpisywał bo nie ma po co. Powiem tylko, że policją można się dogadać i że czasem coś im się udaje.  🙂 Po pierwszym szoku i co tu kryć dość dużym wkurzeniu przychodzi taki czas kiedy nagle zauważasz, że w okół masz dobrych ludzi. Właściciel naszej zaprzyjaźnionej tawerny poczuł się tak źle w związku z zaistniałą sytuacją i ze stało się to na jego wyspie, że zaoferował nam pomoc w postaci jedzenia. Powiedział, że jeśli tylko będziemy czegoś potrzebować to mamy przyjść do niego i nie przejmować się cenami. Powiem tak, pierwszy raz na prawdę, tak szczerze poczułem co to jest grecka gościnność. To nie są jakieś puste słowa. Są w tym szczerzy.

Kiedy otrząsnęliśmy się z pierwszego szoku postanowiliśmy, ze to będą jednak udane wakacje. Czas na plażowanie i relaks.

Oczywiście trzeba było odwołać Lefkadę, ale tu znów z pomocą przyszli nasi greccy przyjaciele, którzy dzwonili do hoteli i wypożyczalni i odwołali nam wszystkie rezerwacje, nie ponieśliśmy też za to żadnych kosztów.

Chodzimy nieśpiesznie po Chorze, krętymi uliczkami obserwując jak powoli mija tu czas.

Tak naprawdę to staramy się spędzać dużo czasu ze znajomymi czy to w Maro’s czy też w Chocolat Cafe Creperie (jeśli jesteście na Naxos to musicie tu przyjść, najlepsze naleśniki w mieście). Siedzimy długie wieczory zajadając meze i popijając ouzo albo fixa. Czy może być lepiej?!? 🙂 W międzyczasie nasza koleżanka Katerina ma urodziny i udajemy się ze wszystkimi na imprezę. Są tradycyjne tańce i drinki.IMG_1399 W Grecji nie pijemy szotów w kieliszku. Są za to karafki i dużo słomek, każdy podaje osobie następnej by się napiła. Ciekawy zwyczaj. Chyba nie będę jego fanem hahahaha.

Przy jednej z głównych ulic znajdziemy sklep, który może stać się naszym najlepszym przyjacielem jeśli jesteśmy fanami greckiej kuchni. Nie mówię tu nawet o przyprawach, oliwkach czy nawet serach, bo dokładnie te same produkty znajdziemy w tzw. supermarketach, ale naczynia. To najlepsze pamiątki, które na pewno nam się będą często przydawać.

Czas mija szybko i zbliża się termin wyjazdu. Musimy jeszcze dzień wcześniej wrócić do Aten bo koleżanka musi udać się do konsulatu żeby wyrobić paszport bo inaczej nie wróci do kraju. Zupełnie jej nie rozumiem, bo gdyby to mnie zabrali wszystkie dokumenty to bym już tam został.

Blue Star Ferries zabiera nas w podróż do Pireusu.

Mamy jeszcze cały dzień w Atenach, trochę pochodzimy, znów odwiedzimy Brettos. W końcu to taki mały symbol miasta.

Metrem na lotnisko i Swiss Air  frunie z nami do Zurychu.

Kiedy już tam jesteśmy wpadamy na grupę rozwrzeszczanych polaków i czar pryska. Dociera do mnie, że wakacje się skończyły. Znowu.2012_071410562